CUDOWNE 10 MINUT dzień 6 – najpiękniejsza afirmacja świata
Jest takie piękne słowo, które trafia dotyka bezpośrednio naszego serca. Przechodzi przez bariery, jakie stawia umysł i tworzy połączenie z naszą duszą, z naszą życiową drogą, z Planetą Ziemią i z Bogiem, kimkolwiek on jest dla Ciebie. Słowo, które zmiękcza i sprawia, że stajemy się jak mech… miękki, wilgotny, przyjemny, połączony z podłożem, ale elastyczny i przytulny. Słowo, które pozwala przyjąć doświadczenia naszego życia i w nich wzrastać. Pozwala transformować najtrudniejsze uczucia i emocje w akceptację i miłość.
Dziękuję.
Słowo, które mówi się z brzucha, z centrum naszej istoty. Które zmienia lęk, niepokój i gniew w akceptację, spokój i miłość.
Praktyka wdzięczności to najpiękniejsza praktyka, jaką znam. To piękna, głęboka, duchowa praktyka, która łączy nas z naszą duszą i daje poczucie sensu nawet w najbardziej zagmatwanym w życiu.
Jeśli myślisz, że trzeba mieć za co być wdzięcznym, to uprzedzę Twoje wątpliwości. Ja zaczęłam praktykować wdzięczność w najgorszym, najciemniejszym i najtrudniejszym momencie mojego życia. Najtrudniejsze momenty sprawiają, że właśnie wtedy tej praktyki potrzebujemy.
Kiedy byłam szczęśliwa, spokojna i spełniały się moje marzenia, nie musiałam praktykować wdzięczności. Wtedy byłam wdzięcznością. Kiedy przychodziły trudne czasy, wdzięczność ratowała mnie i pozwalała wyciągać lekcje z najtrudniejszych doświadczeń.
Jak praktykować wdzięczność?
Możesz praktykować samo “DZIĘKUJĘ”. Przez kilka minut dziennie w skupieniu ze złożonymi jak do modlitwy rękoma powtarzaj “dziękuję”. Na początku może Ci się to wydać dziwne, ale to piękna forma medytacji, modlitwy i przyjęcia tego, co przynosi życie. Zacznij praktykować i zobacz, co się stanie.
Możesz też praktykować, odpowiadając na pytanie “Za co czuję dzisiaj wdzięczność?” Nie pytaj “Za co jestem wdzięczna/wdzięczny?”, bo to pytanie do Twojej głowy. Chcesz, żeby odpowiedź pochodziła z serca, nie z głowy. Nawet, jeśli jesteś wdzięczny za najprostsze rzeczy. Odpowiadaj raczej na pytanie “Za co czuję dzisiaj wdzięczność?” – to pytanie do serca, o czucie. Za słowami, myślami musi iść uczucie. Tak, jak przy afirmacjach. Czuje nadaje moc afirmacjom. Czucie nadaje moc praktyce wdzięczności.
Możesz pisać dziennik. Możesz odpowiadać na pytanie przed snem. Możesz się modlić wieczorem, mówiąc dziękuję. Możesz też praktykować w każdej trudnej chwili – dzięki tej formie praktyki ominęło mnie wiele osobistych kryzysów i uniknęłam wielu kłótni.
Wybierz taką formę, jaka jest najlepsza dla Ciebie. Zacznij od prostych rzeczy. Poszukaj też wdzięczności w trudnościach. Spójrz na dawne kryzysy w Twoim życiu… czego Cię nauczyły? Jakie lekcje możesz z nich wyciągnąć. Z tych obecnych możesz również wyciągnąć lekcje, choć może to być trudniejsze.
Ja zapraszam Cię do projektu, który zaczęłam robić w styczniu 2019 roku, ale z różnych przyczyn go nie skończyłam. To #365dniwdzięczności i zamierzam ten projekt w tym roku dokończyć. Możesz zacząć od 3 dni wdzięczności, albo od tygodnia. Ja projekt prowadzę na Instagramie, ale za jakiś czas będę go również prowadzić na stronie, gdzie o nim piszę, o tutaj.
Kilka osobistych słów o strachu, lęki i jego transformacji i przemianie
Chcę się z Tobą podzielić jednym z moich dni wdzięczności. Nie wiem, który to był dzień w kolejności, ale napisałam to 27 lipca 2019 roku. Czuję, że to dzisiaj jest bardzo aktualne. Może dla Ciebie również.
Strach. Nieustanny towarzysz podróży. Czasem trwa niewzruszenie u mojego boku. Czasem przysypia na ławce w parku, ale ma lekki sen i wyjątkowo łatwo go zbudzić. Szczególnie przy dzisiejszym natłoku informacji.
Bywa, że jest cichy, choć nie sposób nie wyczuć jego obecności. Są chwile, kiedy nawet warkot blendera nie jest w stanie go zagłuszyć. Czasami tak bardzo chciałabym, żeby w końcu zamilkł, został dłużej na tej ławce, zrobił sobie wakacje… tymczasem on na wakacje tylko ze mną… na szczęście tam zazwyczaj zachwyca się światem równie mocno, jak ja i nie przeszkadza mi w celebrowaniu radości istnienia.
Zastosowałam w życiu dziesiątki, a może nawet setki różnorodnych technik, żeby wyplewić go z mojego życia, traktując jak najgorszy chwast. Zanim zrozumiałam, że ten chwast wyrasta wciąż na nowo, nie po to, aby uczynić moje życie nieznośnym, ale raczej po to, aby mnie czegoś nauczyć. Czego? Że nasze wartości powinny być na pierwszym miejscu. Że nieustannie należy dbać o higienę duszy i ducha. Że należy dbać o swój wewnętrzny ogród. Żeby słuchać głosu intuicji, podążać za głosem serca, bo tylko wtedy żyjemy w zgodzie ze sobą i ze światem. Że życie jest równie piękne, co kruche i trzeba je kochać codziennie, nawet jeśli dzień nie jest idealny. Pokazuje, że coś jest najważniejsze na świecie.Uczy odwagi. Nieustannie uczy odwagi. Pokory. Czułości. Miłości. I radości. Uwrażliwia na świat, na nas samych.
Trzeba tylko nauczyć się z nim żyć we względnej harmonii. Słuchać, pozwolić mu być. Nie uciekać, nie chować się. Uczyć się od niego o samym sobie.
Strach. Wierny przyjaciel. Nieustannie przypomina mi o moich wartościach. O tym, co ważne dla mojego serca. Dla mojej duszy. Wskazuje drogę. A kiedy przytulę go do serca i zrozumiem, rozkwita jak piękny kwiat, pokazując bezcenny dar życia.
Czego się boisz? Co mówi Ci ten strach o Twoich wartościach? O Twoim życiu? Czego Ci dzisiaj potrzeba do wolności? Czego pragniesz z głębi serca?
Dziękuję za Twoją obecność tutaj.
z miłością,
m.